– Coraz ciekawsze przypadki ściągasz mi na głowę, Grayson. – Charlie z kwaśnym uśmiechem na ustach przywitał detektywa w drzwiach. – Jeszcze trochę i zrobię sobie jakieś bingo ze wszystkimi dziwacznymi śmierciami, które ci się trafiają. – Gestem zaprosił detektywa do prosektorium.
– Schlebiasz mi. – Richard wyminął koronera i wszedł do środka.
Nie przepadał za tym miejscem. Prosektorium kojarzyło mu się z salą operacyjną, z której żaden pacjent nie miał szans wyjść żywy. Pomieszczenie było wysterylizowane. Mimo to czuł w nim śmierć. I te rzędy metalowych drzwiczek, za którymi leżały zwłoki… Atmosfery nie poprawiały łagodne światło lamp czy koszulka Charliego zdobiona we wzorek uśmiechniętych bananów.
– Przesłuchałeś już dziewczynę? – zagaił uprzejmie patomorfolog. Zarzucił na grzbiet kitel, naciągnął gumowe jednorazowe rękawice i sięgnął do pierwszych drzwiczek po lewej stronie. Przed Graysonem pojawił się wysuwany metalowy stół, a na nim trup.
– Lekarka prowadząca nie dała mi się do niej zbliżyć. Dzisiaj po południu mam wizytę. – Dick walczył ze sobą, by się nie skrzywić. Zapadnięta, blada skóra, przerażenie na twarzy… – Co mi jesteś w stanie o nim powiedzieć? – Wbił spojrzenie w lekarza.
– Tyle, że takiej zagwozdzki to mi do tej pory nie zafundowałeś. – Charlie ku obrzydzeniu detektywa chwycił twarz denata. Uniósł mu powieki. – Miał czterdzieści, maksymalnie czterdzieści dwa lata. Oczywiście żadnych dowodów, jego odcisków nie ma w bazie i tak dalej. Facetowi wybuchł każdy organ w środku, nawet kości nie dały rady. Zrobił się z niego worek ze skóry wypełniony krwią. Myślałem na początku, że to broń soniczna, ale wtedy straciłby też oczy i jaja, a te są nieruszone.
– No i skąd nastolatka miałaby wziąć taką technologię… – dodał pod nosem detektyw. – Jakieś inne podejrzenia?
– Nie bardzo. Jedyne, co mogę zasugerować, to żebyś przejrzał listę ostatnio złapanych superzłoli, może któryś ma tego typu moce. – Charlie wzruszył ramionami. – A, właśnie. Jest jeszcze tatuaż.
– Tatuaż?
Patomorfolog nie odpowiedział, tylko chwycił zwłoki jedną dłonią za głowę, a drugą za ramię. Obrócił trupa na prawy bok. Na lewej łopatce złowrogo łypał na mężczyzn czarny kruk. Wyciągnięte szpony gotowe były do ataku.
Dicka zamurowało.
Kobieta ze szpitala. Miała tatuaż w takim samym kształcie, w takiej samej pozycji.
– Grzebałem trochę z ciekawości, ale nie znalazłem nic konkretnego na temat symboliki, wiesz, stara dobra zapowiedź śmierci i tak dalej. Nie mieliśmy tu też żadnych innych umarlaków z taką dziarą. – Charlie ostrożnie ustawił zwłoki w poprzedniej pozycji. Wsunął stół na miejsce i zatrzasnął drzwiczki. – I to w sumie tyle. Wybacz, że nie byłem w stanie bardziej pomóc.
– Pomogłeś i to bardzo. – Dick potarł w zamyśleniu podbródek. Dopiero wtedy zauważył, że zapomniał się rano ogolić. – Dzięki. Dam ci znać, jak już przesłucham dziewczynę.
Pożegnał się z lekarzem i w zamyśleniu opuścił prosektorium. Wbił ręce w kieszenie kurtki i ruszył przez parking w stronę porsche. Jego mózg pracował na wyższych obrotach.
Wsiadł do samochodu i przez długą chwilę przyglądał się desce rozdzielczej. Teoria o sonicznej broni odpadła w przedbiegach. Ta o supermocach wydawała mu się mało prawdopodobna, ale może Charlie miał rację. Może pojawił się jakiś złoczyńca, który potrafił sprawić, ze ludzie implodowali. Czy tym kimś była Rachel?
Według świadków w domu mieli znajdować się tylko ona, jej matka i teraz już martwy napastnik. Ktoś o nieludzkich zdolnościach mógłby się teleportować do środka, ale dlaczego pozwoliłby uciec dziewczynie? Dick powinien poprosić komisarza, żeby wysłał ekipę od magicznego skanowania miejsc zbrodni. Oni byliby w stanie potwierdzić lub obalić teorię z teleportacją. Musiał tylko napisać bardzo przekonujące podanie.
No i najważniejsza kwestia – tatuaż. W normalnych warunkach można go było uznać za popularny wzór, ale identyczny rysunek na dwóch osobach powiązanych z tą samą sprawą był już podejrzany.
W głowie detektywa rozdzwoniły się wszystkie alarmy. Zacisnął dłonie na kierownicy i zmarszczył brwi. Dwójka ludzi, jeden martwy facet i druga bardzo żywa kobieta. Jedno zaatakowało rodzinę Rachel, a drugie chciało uzyskać na jej temat informacje. Ten sam tatuaż, ale co oznaczał? Byli członkami jakiejś sekty albo gangu? Richard przewertował w myślach każdą podejrzaną organizację, jaką znał, ale kruk nigdzie nie pasował. Może na ulicach Detroit zalęgło się nowe niebezpieczeństwo, o którym do tej pory policja nie miała pojęcia. Rodzina Wolfman mogła należeć do czegoś nielegalnego. Może wydarzyło się coś, po czym konieczne stało się doniesienie na grupę. A jak wiadomo, przestępczy półświatek nie ma litości dla donosicieli. Tylko w takim razie dlaczego pozwolili Rachel uciec?
Dick zachłysnął się powietrzem. Nie pozwolili jej uciec. Rachel jakimś cudem udało się uniknąć śmierci. Może ktoś popełnił błąd. Dziewczyna uciekła. Ta kobieta w szpitalu miała posprzątać bałagan.
A jeśli jego podejrzenia były słuszne, to Rachel wciąż była w niebezpieczeństwie.
***
Rachel przyglądała się ukradkiem pielęgniarce. Podchodząca pod pięćdziesiątkę kobieta założyła na haczyk worek z przezroczystą substancją i odkręciła zawór. Płyn zaczął sączyć się w stronę wenflonu, który wbito Rachel w lewą rękę. Dziewczyna usilnie omijała wzrokiem to miejsce; na samą myśl o kilkucentymetrowej igle wkłutej w żyłę robiło jej się niedobrze..
Pielęgniarka posłała dziewczynie przyjazny uśmiech, zostawiła kubek z wodą na szafce obok łóżka i podeszła do okna, by odsunąć roletę.
– Za niedługo przyjdzie do ciebie ktoś z policji – oznajmiła. – Na moje oko to powinni z tym jeszcze trochę poczekać, ale jeśli lekarz wydał takie pozwolenie, to co będę dyskutować – dodała ni to do siebie, ni do dziewczyny.
Pielęgniarka wyszła, zostawiając Rachel sam na sam z przytłaczającymi myślami. Niepewność zjadała ją od środka i generowała ogrom czarnych scenariuszy. Nie wiedziała, co się z nią teraz stanie. Nie miała pojęcia, czy został jej ktokolwiek z rodziny. Nie znała nawet swojej biologicznej matki, która zostawiła ją, gdy była jeszcze mała. Czy trafi do domu dziecka? A może do więzienia? W końcu zabiła człowieka.
Zacisnęła powieki i policzyła od dziesięciu w dół. Musiała się uspokoić. Rozproszyć myśli.
Sięgnęła po pilot i włączyła niewielki telewizor wiszący w rogu pokoju. Przełączyła kanały kilkukrotnie. Zatrzymała się dopiero na popołudniowym wydaniu wiadomości. Czerwone, pogrubione słowo „krwi” przykuło jej uwagę.
„Windsor: Otwarcie ośrodka leczenia uzależnień ufundowanego przez Kościół Krwi”. Zgromadzony tłum przed nowoczesną bryłą budynku, mównica naprzeciwko wejścia i wianuszek ważnych osobistości dookoła. Patos i rozdmuchiwanie podobnych wydarzeń odrzucał Rachel, ale tym razem coś powstrzymywało ją przed przełączeniem kanału. Chciała wysłuchać kobiety, która właśnie ustawiała odpowiednio mikrofon.
– Moi drodzy – odezwała się mocnym, dźwięcznym głosem. – Fundamentem Kościoła Krwi jest pomoc bliźnim doznającym trudności i mierzącym się z niesprzyjającym im losem. – Uniosła rozłożoną dłoń. – Wspieramy biednych, potrzebujących i zagubionych. Jesteśmy ostoją dla ludzi, którzy zostali odrzuceni przez wszystkich. Chcemy zmieniać świat na lepsze, chronić go przed…
Drzwi otworzyły się z rozmachem.
Rachel aż podskoczyła. Odruchowo wyłączyła telewizor i wyprostowała się.
Młody mężczyzna zlustrował ją uważnie i zamknął za sobą drzwi.
– Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć.
Podszedł powoli, przyglądając się Rachel badawczo. Przysunął sobie krzesło do łóżka, zdjął skórzaną kurtkę i przewiesił ją przez oparcie.
Rachel próbowała zamaskować strach i niepewność, lecz nie mogła wytrzymać spojrzenia szatyna.
Zerkała przelotnie na jego twarz. Miała wrażenie, że gdzieś ją już widziała.
– Detektyw Richard Grayson – przedstawił się spokojnym głosem. – Rachel Roth? – spytał i przekrzywił lekko głowę.
– Tak – mruknęła ledwo słyszalnie.
Chwyciła stojący obok kubek w obie dłonie i upiła łyk wody.
– Chciałem z tobą porozmawiać – podjął ostrożnie, nie spuszczając z niej wzroku. – Próbujemy ustalić, co zaszło w twoim domu.
Dziewczyna wciąż trzymała kubek, by zająć czymś drżące ręce. Pochyliła nieco głowę, zasłaniając twarz zmierzwionymi włosami.
– Wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego. I wiem, jak bolesne jest nawet o tym myśleć, jednak chciałbym cię prosić, byś pomogła mi odkryć prawdę – ważąc dokładnie każde słowo, wyciągnął z kieszeni kurtki niewielki notatnik i długopis. – Od zawsze mieszkałaś w tym domu? – spytał spokojnie.
– Tak, odkąd pamiętam – odparła powoli.
Gdy Richard spuścił wzrok na notatnik, Rachel przyjrzała mu się uważniej.
Nigdy nie była najlepsza w ocenianiu wieku po wyglądzie. Dałaby mu nie więcej niż trzydzieści lat, choć zmęczenie i kilkudniowy zarost mogły go nieco postarzać. Rachel nie dostrzegła też obrączki.
Detektyw odruchowo przeczesał włosy, mierzwiąc je jeszcze bardziej.
– Zdarzyło się, by ktoś wam groził? Może to być cokolwiek, nawet coś pozornie bez znaczenia.
Oderwał się od notatnika i ich spojrzenia spotkały się na sekundę.
– Nie, nic się nie działo. – Uciekła wzrokiem na bok.
– Widziałem, że zdarzały się wezwania policji w nocy – rzucił i podrapał się po zarośniętej szczęce.
– To jeden z sąsiadów – zawahała się. – Bardzo ceni sobie ciszę w nocy – dodała, uważnie ważąc słowa.
– A co mu ją zakłócało? – spytał z zaciekawieniem.
– Bywa, że krzyczę przez sen – odparła niechętnie po chwili milczenia. – Taka moja natura. –
Uśmiechnęła się krzywo.
Detektyw nabrał oddechu, by coś powiedzieć, ale powstrzymał się.
– Gdy wróciłaś do domu, włamywacz już w nim był?
– Tak – wydusiła.
W głowie zaczęła odtwarzać wspomnienie. Krok po kroku, obraz po obrazie. Weszła na werandę, odbicie ją ostrzegło, ale je zignorowała.
– Zanim weszłaś do środka, coś zwróciło twoją uwagę? Wydało się podejrzane? – ciągnął.
– Nie, wszystko wyglądało normalnie – odparła.
Gdyby powiedziała mu o demonicznym odbiciu, czy od razu wysłałby ją do szpitala psychiatrycznego? Może ściągnąłby egzorcystę? Albo uznałby, że bredzi po doznanym szoku?
– Rozpoznałaś włamywacza?
Pokręciła głową. Gardło zaciskało się coraz bardziej i miała wrażenie, że jeszcze trochę, a zacznie się dusić.
– Mogłabyś mi odpowiedzieć, co działo się potem? – spytał i pochylił się nieco, by móc spojrzeć na jej twarz.
– Przystawił jej pistolet do głowy – wydusiła drżącym głosem.
Tama błogiego spokoju zbudowana ze środków uspokajających zaczynała powoli pękać. Obraz przerażonej matki. Strach paraliżujący nastolatkę.
Zacisnęła mocniej palce na kubku. Dolna warga zaczęła delikatnie drgać. Przygryzła ją i spróbowała wziąć głęboki wdech nosem. Gardło zwęziło się jeszcze bardziej. Przeszył ją lęk, że zaraz stanie się trzecią ofiarą.
– Hej, popatrz na mnie. – Dick zareagował błyskawicznie, ale ze spokojem. – Jeśli nie jesteś gotowa, nie musisz mi o tym opowiadać – zapewnił i wyciągnął ręce przed siebie w pokojowym geście.
– On zabił ją – wydukała między urywanymi oddechami. – A potem…potem… – Wciągnęła głośno powietrze. – On był… martwy – wyrzuciła na wydechu z wielkim wysiłkiem.
Wspomnienia uderzyły w nią z pełną mocą. Dopiero po chwili dotarł do niej sens wypowiedzianych właśnie słów.
Mocno zacisnęła powieki i dłonie. Kubek w sekundę rozprysł się we wszystkie strony. Oboje gwałtownie odchylili się do tyłu.
– P-P-Prze-Przepraszam – wydukała, kuląc się.
– Nic się nie stało – odparł, strzepnąwszy z koszuli fragmenty szkła.
Rachel podciągnęła kolana pod brodę, przez co odłamki posypały się na podłogę. Wczepiła palce w nogi i wymamrotała coś pod nosem.
Dick pochylił się, by zobaczyć jej twarz spomiędzy włosów.
– Nie wiem, jak to się stało – wyrzucała z siebie zduszonym głosem. – Wystraszyłam się, jakbym zemdlała, w jednej chwili on stał, a potem osunął się na ziemię razem z nią, a ja się nawet nie ruszyłam – bełkotała, cała rozedrgana.
Myśli Rachel pędziły jeszcze szybciej niż słowa, które z siebie wyrzuciła. Sama już nie wiedziała, co było prawdą, a co urojeniami. Demon podpowiedział jej, by zabić mordercę.
I zabiła.
Nie miała pojęcia jak, ale to zrobiła. Zło siedzące w niej znalazło ujście, nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Teraz, gdy stała się zagrożeniem dla innych, poczuła się zupełnie zagubiona.
– Miałam tylko ją – wyszeptała. Ukryła twarz w dłoniach, rozcierając mokre ślady łez. – Zostałam sama. – Pociągnęłą nosem.
Włosy przysłaniały jej detektywa, ale i bez tego mogła powiedzieć, że nie wiedział, jak zareagować. Choć był zakłopotany, rozumiał ją. Czuła to.
– Wiem, jak to jest – zapewnił. – Z czasem będzie lepiej.
Uniosła głowę i spojrzała na niego. Patrzyli sobie chwilę w oczy, po czym Richard posłał jej słaby, pokrzepiający uśmiech.
Napisał coś szybko w notatniku i wyrwał stronę.
– To mój numer, gdyby coś ci się przypomniało. – Podał jej kartkę.
Sięgnęła po nią niepewnie. Ręce jej lekko drżały, a przez zaszklone oczy wszystko było nieco rozmazane.
Chwyciła kartkę, przypadkiem dotykając jego dłoni.
Błysk. Echa dźwięków. Przebitki obrazów. Krzyki, łzy, kolorowe światła.
Przeszył ją ból straty. Podobny do tego, który sama odczuwała.
Otwarła szeroko oczy. Siedziała niemal na krawędzi łóżka, ciężko oddychając. Co się właśnie stało?
Spojrzała na detektywa.
Tak jak zazwyczaj nie miała problemu z odczytywaniem emocji innych, tak z jego twarzy nie mogła nic wywnioskować.
Skuliła się ze strachu.
Richard wstał gwałtownie, szurając przy tym krzesłem.
– Na pewno przyjdzie do ciebie pracownik socjalny – poinformował formalnym tonem, narzucając na siebie kurtkę. – Ktoś się tobą zajmie, nie martw się.
Odstawił krzesło pod ścianę, posłał jej przelotne spojrzenie i wyszedł.
Rachel miała dużo czasu, by próbować zrozumieć. Czy miała halucynacje? Wstrząśnienie mózgu? Albo kompletnie traciła rozum? Może zszargane nerwy mieszały jej zmysły, by poradzić sobie ze stratą? Jednak nie było to wyłącznie w jej głowie. Detektyw poczuł to samo, co ona; widziała to w jego zaskoczonych, ciemnobrązowych oczach.
Więc czym było to coś?
***
Przetarł zmęczone oczy. Oparcie krzesła skrzypnęło, kiedy odchylił się do tyłu. Zegarek w telefonie wskazywał grubo po pierwszej. Zrezygnowany Dick ziewnął i przeleciał jeszcze raz wzrokiem treść pisanego od kilku godzin maila. W końcu mruknął coś pod nosem i kliknął “wyślij”. Nienawidził papierkowej roboty.
Jeszcze nigdy się tak nie postarał, jak przy tworzeniu tego podania. Zebrał, uporządkował i dołączył wszystkie możliwe dowody, jakie tylko miał. Jeśli przełożonemu to nie wystarczy, będzie musiał poszukać pomocy na własną rękę. Nie znał co prawda zbyt dużej ilości istot nadnaturalnych, które wiedziały cokolwiek o policyjnej robocie, a jednocześnie nie pracowały dla Ligii, ale ktoś na pewno by się znalazł. Najwyżej poprosi Batmana o pomoc.
Uśmiechnął się kwaśno. Prędzej świat stanie w płomieniach, niż poprosi go o cokolwiek.
Wstał od komputera i przeciągnął się. Coś chrupnęło mu w kręgosłupie. Idąc w stronę aneksu kuchennego, walnął stopą w czekający od roku na rozpakowanie karton. Dick zdecydowanie powinien tu posprzątać.
Ominął wzrokiem zawalony naczyniami zlewozmywak i sięgnął do lodówki po puszkę korzennego piwa. Nie przepadał za alkoholem, ale szybciej po nim zasypiał. A po ostatnich nieprzespanych nocach bardzo potrzebował snu.
Oparł się o blat kuchenny. Nie zdążył nawet otworzyć puszki, kiedy rozdzwonił się telefon. Natychmiast ruszył w stronę biurka, przy okazji odstawiając napój na stolik do kawy w części wypoczynkowej.
– Halo? – Resztkami silnej woli zdusił ziewnięcie.
– Detektyw Grayson? Tu Renee Montoya – usłyszał w słuchawce. – Dostałam rozkaz, by raportować panu wszystkie osoby, które będą chciały odwiedzić podejrzaną.
– A, tak. – Dick potarł czoło. Renee. Ta nowa, której wcisnęli pilnowanie sali szpitalnej Rachel. – I jak?
– Jakieś dziesięć minut temu mężczyzna, który przedstawił się jako Robert Lee, próbował się do niej dostać. Tłumaczył, że jest przedstawicielem prawnym Związku Domów dla Sierot. Chciał z nią rozmawiać o, cytuję: “kilku pilnych formalnych sprawach”.
Zmarszczył brwi.
– O wpół do drugiej w nocy?
– Rzecz jasna nie dopuściłam go do podejrzanej. Odgrażał się, że wróci jutro z nakazem, ale nie doprecyzował, jakim konkretnie. – Renee brzmiała na równie zmęczoną, co Grayson.
– Dzięki za informację, dobra robota. Wiszę ci jutro kawę. – Rozłączył się i rzucił telefon na kanapę, na której sam wylądował chwilę później. Otworzył puszkę i pociągnął łyk piwa.
Cała ta sprawa robiła się dziwniejsza z minuty na minutę. Najpierw ta kobieta w szpitalu, teraz jakiś prawnik… Ktokolwiek chciał dorwać dziewczynę, ewidentnie tracił cierpliwość. A to oznaczało, że mógł posunąć się do bardziej drastycznych środków.
Rachel wciąż groziło niebezpieczeństwo.
Pociągnął kolejny łyk. Dlaczego tym ludziom tak bardzo na niej zależało? Jasne, była niedoszłą ofiarą morderstwa i najważniejszym świadkiem. Nie znała jednak napastnika i jej zeznania, szczerze mówiąc, nie wniosły za dużo do sprawy. Ktoś jednak dwoił się i troił, by się do niej dostać. Chcieli ją przesłuchać, sprzątnąć, czy może chodziło o coś innego?
Dick w zamyśleniu potarł miejsce, które wcześniej tej nocy dotknęła Rachel. Przypomniał sobie mieszankę emocji i obrazów, która go wtedy zalała. To było dziwne. Na początku myślał, że to wszystko mu się przywidziało – jego rodzice również zmarli na jego oczach, był empatycznym gościem, widok dziewczyny, która przeżyła to samo, co on, mógł uruchomić wypierane wspomnienia. Teraz jednak przywołał w pamięci całą scenę. Zmarszczył brwi. Może młoda jednak była w jakiś sposób magiczna? Jeśli miała moc, zwłaszcza taką, która działa pod wpływem silnych emocji, mogła na niego wpłynąć. Mogła też zabić napastnika, nie zdając sobie z tego sprawy. Zwykła reakcja obronna organizmu.
Dick wsunął rękę pod głowę i wbił wzrok w sufit. Teoria z magią wyjaśniała sporo, ale nie rozwiązywała całej zagadki. A jeśli nawet młoda posiadała jakąś moc, raczej nie zdawała sobie z niej sprawy.
Ziewnął i obrócił się na bok. Zasnął, wciąż myśląc o Rachel.